czwartek, 31 lipca 2014

Rozdział 2

W trawie oprócz oderwanej kończyny była reszta ciała. Było rozrzucone po całej polanie. Britney patrzyła przerażona na ten widok i czuła, że zaraz zemdleje. Pamiętając o tym, żeby nie zostawiać żadnych sladów, ostrożnie obeszła zwłoki dookoła, przyglądając im się uważnie. To była kobieta. Dosć młoda, lub sztucznie upiększona. Miała mniej więcej 35 lat. Morderca pociął ją najprawdopodobniej ostrym narzędziem, gdyż krawędzie były gładkie, tylko w paru miejscach poszarpane. Britney nie mogła już więcej na to patrzeć. Drżącą ręką sięgnęła do kieszeni po telefon i wybrała numer na policję.

***

W małym miasteczku Stroude pod Londynem dochodziło południe. Jason Shaw siedział, jak co dzień w pobliskim barze i czytał gazetę. Nic ciekawego. Na pierszej stronie umieszczono wywiad z jakąs mało znaną aktorką, co swiadczyło o tym, że gazeta już naprawdę nie ma o czym pisać. Odłożył czasopismo i wziął do ręki filiżankę z kawą. Ciekawe, czy wreszcie znajdzie jakąs porządną pracę. Wtedy można będzie pomysleć o zakładaniu rodziny. Rozmyslania przerwało mu bicie dzwonów z okolicznego koscioła. No cóż, już dwunasta, mruknął i podszedł do lady zapłacić za kawę. Był marzec i kompletnie nic nie miał do roboty. A obiecywał sobie, że wreszcie zgłosi się do zakładu pracy i podejmie się wreszcie jakichs sensownych zleceń. Na ulicy minęły go dwie małe dziewczynki. Spojrzał w niebo i poczuł się najbardziej samotnym człowiekiem na ziemi. Co prawda miał rodzinę i kilku znajomych, o których nawet można by powiedzieć, że są jego dobrymi przyjaciółmi. To jednak mu nie wystarczało. Chciał mieć piękną młodą żonę i trójkę małych radosnych dzieciaków, do tego piękny dom na przedmiesciach i psa obronnego. Ale do tego potrzebna mu była kasa. A kasy jak nie było, tak nie ma. I co on teraz miał zrobić? Kiedy przechodził obok niedużego parku, jego uwagę przykłuł dziwny smietnik. Cos mu w nim nie pasowało, lecz nie umiał okreslić co. Wzruszył ramionami i mrucząc starą piosenkę, udał się w stronę domu. 

***

 W Okręgowej Komendzie Głównej Policji w Londynie słychać było gwar podnieconych głosów. Dwa samochody policyjne zostały wysłane na miejsce zbrodni. Komendant Richard Green rozejrzał się po swoich podwładnych. Wreszcie trafiła mu się sprawa. Cos godnego uwagi i zainteresowania mediów. Będzie trzeba zmobilizować wszelkie jednostki. Nic im się teraz nie może nie udać, ponieważ to własnie na nich skupi się prasa. Przeczuwał, że będzie miał bardzo dużo na głowie.

***

 Wszędzie były tasmy policyjne. Britney siedziała pod drzewem z kubkiem gorącej herbaty, który dostała od młodej ciemnowłosej policjantki. Wszędzie kręcili się przedstawiciele służb mundurowych. Widziała też dwóch lekarzy. Z tego co udało jej się usłyszeć z rozmowy jedmego z nich z funkconariuszem dowodzącym sprawą, smierć nastąpiła około 10 godzin temu. To ciało leżało tutaj 10 godzin! Napiła się herbaty. Była w szoku. Siedziała tu już dobrą godzinę, cała posiniaczona. Zadrapania ją piekły, chętnie by się wykąpała. Nie dali jej się nawet przebrać. Ziemia była zimna. Podkuliła nogi.
- To pani jest Britney Evans? - podniosła głowę. Nad nią stał przystojny mężczyzna z granatowoczarnymi włosami i błękitnymi oczami. Policjant. Blada twarz i czerwone usta podkreslały jego niecodzienną urodę. 
- Tak - odparła - to ja znalazłam ciało.

***

 Diego myslał, że zwymiotuje. Bolał go brzuch, bolała go głowa i miał już wszystkiego dosyć. Nie przyniesli mu już nic więcej, a tak bardzo chciało mu się pić. Zdążył już porządnie zgłodnieć, jednak ciągle czuł obrzydzenie do jedzenia, które mu podano. W końcu przemógł się i wyciągnął dłoń w kierunku, z którego dochodził zapach zgniłego kurczaka. Przysunął do siebie miseczkę i zanurzył palec w zimnej papce. Włożył go do ust i poczuł nadchodzące mdłosci. Jednak przełknął. Nic się nie działo. Musiał cos przecież jesć, inaczej zemdleje. Podniósł naczynie i wlał sobie jego zawartosć do gardła. Nigdy przedtem nie jadł czegos tak obrzydliwego. Odłożył prawie pustą miskę i zamknął na chwilę oczy. Jego żołądek jakby tylko czekał, aż mężczyzna skończy jesć, bo od razu zwrócił całą zawartosć miseczki na podłogę. Diego przetarł ręką usta i odsunął się od wymiocin. Smierdziało potwornie. Było mu niedobrze. Nie wiedział co robić. Strasznie go piekło w gardle i w nosie. Musiał się napić... Zaczął powoli isć na czworakach. Po omacku natrafił głową na scianę. Wstał i zaczął isć. Skierował się w lewo, aż doszedł do kąta. Ostrożnie obszedł cały pokój dookoła, licząc przy tym kroki. Pomieszczenie miało około 4 x 5 metrów. Trzymali go w jakims więzieniu. Poczuł się kompletnie bezradny i usiadł pod scianą. Głowa sama mu opadła, po czym ponownie zemdlał.

***

- Nazywam się Louis Fisher - przedstawił się ciemnowłosy mężczyzna - a to jest mój kolega, Larry Atkins - wskazał na niskiego blondyna o szczurzej twarzy - Prowadzę tę sprawę i o ile wiem, to pani zadzwoniła na policję.
- Owszem - odpowiedziała roztrzęsiona Britney.
- Chciałbym zadać pani tylko kilka pytań - ciągnął policjant - a potem będzie pani mogła w spokoju udać się do domu i odpocząć po tym wszystkim, co tu się wydarzyło.
Skinęła głową. Wreszcie ktos pomyslał o jej potrzebach. Zadał tylko parę pytań a ona odpowiedziała. Nie naciskał. Zadowolony wstał i podziękował za tak szybkie powiadomienie policji oraz współpracę. Britney oddała funkjonariuszce koc i kubek po herbacie, pożegnała się i poszła w stronę mieszkania. Myslała teraz tylko o ciepłej kąpieli. Była zmęczona. Zastanawiała się tylko, czy powiadomić męża o zaistniałej sytuacji. Weszła przez furtkę. Zamykając ją za sobą uswiadomiła sobie, że nie ma przy sobie kluczy bo wypadła przez okno. Chwyciła za klamkę. Cholera, zamknięte! Nie chciała wracać na polanę i prosić zajętych już i tak policjantów o pomoc. Wyszłaby przy tym tylko na idiotkę. Przeszła na tył domu. No tak, pod tarasem była drabina! Uginając się pod jej ciężarem, dostała się do okna, które posłużyło jej za wyjscie na dwór. Powoli wspięła się po szczeblach i weszła do pokoju przez okno. Od razu pobiegła do drzwi i wyszła na podwórze, zabrać stamtąd drabinę. Wróciwszy, spojrzała jeszce raz na dwa policyjne radiowozy i krzątających się przy nich ludzi. Weszła do domu, zakluczyła drzwi i udała się prosto do łazienki. Po półgodzinnej kąpieli, ubrała się z powrotem w piżamę i ułożyła w seledynowej poscieli. Nie będzie o niczym informować męża.

Rodzdział 1

Mężczyzna szedł szybkim krokiem po zatłoczonej ulicy pełnej porannego szumu i gwaru miasta. Wszyscy spieszyli się do pracy.  Mijając żółtą taksówkę, jego wzrok przykłuło dziwne zachowanie ochroniarzy w czarnych jak smoła garniturach i równie ciemnych okularach. Była 7 rano. Gdzies w oddali usłuszał strzał z pistoletu. Glock 17. Znał się trochę na broni, w końcu spędził 12 lat u boku ojca, handlując nielegalną bronią mysliwską. Potem, kiedy trafił na parę miesięcy do aresztu, miał do czynienia z przemytem zagranicznej broni, którą sprawdzał pod względem technicznym. Nierozglądając się szedł dalej, odrobinę przyspieszając kroku. Spieszył się.
- Diego! - mężczyzna zatrzymał się i odwrócił. Przed nim stał jeden z tych facetów, którzy na pierwszy rzut oka wydali mu się ochroniarzami. - Mamy dla ciebie niespodziankę.
Nagle stracił kontrolę nad rzeczywistoscią. Błysnęło mu przed oczami. Ktos uderzył go od tyłu w głowę jakims twardym narzędziem. Kolana ugięły mu się, swiat zawirował. Z oddali usłyszał jakis głos wołający go po imieniu. Potem była już tylko ciemnosć.

***

Britney leżała na swoim łóżku przykryta seledynową poscielą. Uwielbiała ten kolor. Kojarzyło jej się z nim całe dzieciństwo. Z jakiegos powodu się obudziła. Dopiero robiło się jasno. Powinna jeszcze spać. Nigdy nie budziła się bez budzika a już co dopiero przed 8 rano. Cos musiało wyrwać ją ze snu, tylko co? Nie wiedziała. Podniosła się i podparła na rękach. Spojrzała w kieruku drzwi i wtedy znowu to usłyszała. Krzyk. Rozpaczliwy, błagający o pomoc. Natychmiast zerwała się z łóżka i podeszła do okna. Lecz nikogo tam nie było. Drogą spokojnie szła para w młodym wieku, a parę metrów za nimi dwóch ochroniarzy. Ciekawe czego się boją, pomyslała Britney. Odprowadziła ich wzrokiem, cały czas rozmyslając nad dźwiękiem, który zdawało jej się, że usłyszała. A może tylko jej się wydawało. Za oknem ćwierkały ptaki a słońce powoli wspinało się nad widnokręgiem. Długo zastanawiali się z mężem, czy kupić to mieszkanie, ale widok z sypialni rozwiał wszelkie wątpliwosci. Okolica była przepiękna. Kiedy tak rozmyslała, Britney dostrzegła jakis ruch za drzewami. Musiała otworzyć okno, żeby się wychylić, bo widok zasłaniała jej wielka daglezja, którą już od jakiegos czasu chcieli przyciąć, bo zasłaniała prawie cały widok z okna. Rękami oparła się o parapet i powoli wysunęła głowę za okno. Cos wystawało z trawy. Nie widziała, co. Mieszkali na parterze, ale ona i tak bała się wysokosci. Spojrzała w dół. Jakies 3 metry pod sobą dostrzegła paprotki oraz wielkie krzewy, berberysy, które od zawsze jej przeszkadzały. Chciała je wyciąć, ale mąż strasznie się upierał, żeby zostały. Nie nawidziła tych roslin. Były takie wielkie i gęste. Do niczego nie pasowały. Psuły wygląd ich domu. Poza tym miały obrzydliwy brązowy kolor. Ładne może i były tylko jesienią, kiedy przyjmowały kolor pomarańczy. Za oknem dostrzegła jakis ruch. Znowu, wystawiając głowę, zobaczyła cos za krzakami w trawie. Oparła kolana na parapecie i wychyliła się jeszcze mocniej. Zarosla nie były tak gęste, więc udało jej się ujrzeć zarys czegos podłużniego. Postawiła stopę na krawędzi i trzymając się jedną ręką framugi wysunęła prawie całe ciało za okno. Zamarła. W trawie leżała oderwana ludzka ręka... Britney wypadła przez okno.

***

 Siedział w kompletnej ciemnosci. W pomieszczeniu nie było żadnych okien. Spróbował machnąć ręką, lecz na nic były jego zmagania, gdyż wszystkie kończyny miał związanie grubym plecionym sznurem. Powoli tracił czucie w nogach. Próbował krzyczeć, lecz widocznie nikt go nie słyszał, a sam miał już porządnie zdarte gardło. Do prawej stopy miał przymocowany solidny łańcuch. Nie wiedział co robić. Strasznie chciało mu się pić. Nie wiedział ile go tu już trzymają, ani jak długo był nieprzytomny. Usłyszał szczęk zamka. Oslepiło go swiatło, kiedy do pomieszczenia weszło dwóch uzbrojonych mężczyzn. Podeszli do niego, rozkuli go z kajdan i rozwiązali ręce. Położyli przed nim miskę z czyms, co wyglądało mu na kocią karmę, a obok postawili kubek z wodą. Nikt nie odezwał się ani słowem. Kiedy wyszli, drzwi się zamknęły i ponownie ogarnęła go ciemnosc. Powoli rozprostował ręce i rozluźnił nogi. Po ciemku wymacał kubek i odrazu wypił całą jego zawartosć. Następnie wziął miskę. Ze strachu nie chciało mu się jesć. Powąchał papkę. Ohyda. Nie tknąłby tego nawet, gdyby miał umrzeć tu z głodu. Był okropnie zmęczony. Korzystając z tego, że wreszcie ma rozwiązane kończyny, ułożył się wygodnie na podłodze. Jesli można tu w ogóle mówić o wygodzie. Ziemia była zimna i twarda, lecz mężczyzna od razu zasnął. Pogrążył się we snie i nie usłyszał nawet, kiedy ktos ostrożnie otworzył drzwi i wszedł do srodka.

***

Britney leżała w krzakach, powoli dochodząc do siebie. Jak dobrze, że nie wycięłam tych okropnych berberysów, powtarzała sobie. Spojrzała na swoje poobcierane ręce i zadrapane nogi. Nie wyglądało to najlepiej, ale przecież żyła! Tak skutecznej pobudki to ona jeszcze w życiu nie miała. Udało jej się wyjsć z krzaków. Rozejrzała się. Na szczęscie nikt nie widział jej upadku. Spojrzała w kierunku kępy drzew. W trawie nadal cos było. Chyba muszę zadzwonić na policję, pomyslała. Powoli, nie spiesząc się, podeszła do wystającej ręki...

piątek, 25 lipca 2014

Prolog

Leżała w bladej pościeli, cała zakrwawiona. Wszystko minęło.
Nad nią unosił się siwoszary dym z papierosa. Zostawił ją. To już koniec... Wreszcie czuła się, jakby nie miała nic do stracenia. Bo nic już nie miała. Powoli uniosła głowę w stronę okna, przez które widać było jaskrawy księżyc w pełni z jasną poświatą, niczym welon panny młodej...
Ah, jakie życie mogłoby być piękne... Gdyby tylko go nie poznała. Gdyby tylko jej nie wykorzystał. Gdyby tylko była silniejsza. Wszystko mogłoby być inne.
Ale nie jest...
Już nie będzie...
Powoli wstała z łóżka, przecierając posiniaczone ciało. W łazience znalazła spirytus i przemyła rany. Oj, jak piekło i szczypało. Ale ona już nie czuła bólu. Powoli zatracając się w inną rzeczywistość, przymknęła oczy i pozwoliła ponieść się wyobraźni. Kiedy otworzyła oczy, w drzwiach ukazał się cień. Znajomy cień. Najszybciej jak potrafiła, podniosła się i ukryła za szafką. Oby mnie nie zobaczył, powtarzała w myślach, wstrzymując oddech. Po kilku minutach poszedł sobie. Spojrzała na podłogę. W kałuży krwi leżały odłamki szkła. Spojrzała w lustro. Na twarzy dostrzegła ślady łez i delikatne rany, które zniekształciły nieco rysy jej dotąd ślicznej twarzy. Już nigdy nie będzie tamtą wesołą, zabawną dziewczyną, którą wszyscy uwielbiali... O nie, nadeszła nowa rzeczywistość...