Leżała w bladej pościeli, cała zakrwawiona. Wszystko minęło.
Nad nią unosił się siwoszary dym z papierosa. Zostawił ją. To już koniec... Wreszcie czuła się, jakby nie miała nic do stracenia. Bo nic już nie miała. Powoli uniosła głowę w stronę okna, przez które widać było jaskrawy księżyc w pełni z jasną poświatą, niczym welon panny młodej...
Ah, jakie życie mogłoby być piękne... Gdyby tylko go nie poznała. Gdyby tylko jej nie wykorzystał. Gdyby tylko była silniejsza. Wszystko mogłoby być inne.
Ale nie jest...
Już nie będzie...
Powoli wstała z łóżka, przecierając posiniaczone ciało. W łazience znalazła spirytus i przemyła rany. Oj, jak piekło i szczypało. Ale ona już nie czuła bólu. Powoli zatracając się w inną rzeczywistość, przymknęła oczy i pozwoliła ponieść się wyobraźni. Kiedy otworzyła oczy, w drzwiach ukazał się cień. Znajomy cień. Najszybciej jak potrafiła, podniosła się i ukryła za szafką. Oby mnie nie zobaczył, powtarzała w myślach, wstrzymując oddech. Po kilku minutach poszedł sobie. Spojrzała na podłogę. W kałuży krwi leżały odłamki szkła. Spojrzała w lustro. Na twarzy dostrzegła ślady łez i delikatne rany, które zniekształciły nieco rysy jej dotąd ślicznej twarzy. Już nigdy nie będzie tamtą wesołą, zabawną dziewczyną, którą wszyscy uwielbiali... O nie, nadeszła nowa rzeczywistość...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz